Kończą się środki na dopłaty do samochodów elektrycznych. Program „NaszEauto”, który miał wspierać kierowców nawet do 40 tys. zł na zakup elektryka, może wyhamować szybciej, niż zakładano. Rynek ostrzega, że bez dopłat czeka nas gwałtowne spowolnienie sprzedaży aut na prąd.
Budżet programu, wynoszący około 1,6 mld zł, topnieje w ekspresowym tempie. Dopłaty, które wystartowały z początkiem 2025 roku, okazały się znacznie bardziej popularne, niż przewidywali urzędnicy. W efekcie środki mogą wyczerpać się jeszcze przed planowanym terminem obowiązywania programu, który ustawowo przewidziano do 30 kwietnia 2026 r.
Program „NaszEauto” zakładał wsparcie dla osób fizycznych przy zakupie samochodów elektrycznych kategorii M1. W zależności od sytuacji nabywcy dopłata mogła wynieść nawet 40 tys. zł – m.in. gdy kierowca złomował stare auto lub spełniał kryterium dochodowe. Większość wniosków dotyczyła jednak podstawowego poziomu dofinansowania, co i tak znacząco obniżało koszt zakupu elektryka.
Sektor motoryzacyjny zwraca uwagę, że wyczerpywanie się budżetu dopłat może szybko odbić się na rynku. Wcześniejsze programy pokazują, że bez udziału państwa ceny elektryków stają się dla wielu kierowców barierą nie do pokonania. Szczególnie mocno odczują to leasingobiorcy: raty za wynajem i leasing aut elektrycznych mogą wyraźnie wzrosnąć, jeśli dotacje przestaną być uwzględniane w ofertach.
Eksperci ostrzegają, że obecna pula dopłat może być ostatnią tak dużą formą wsparcia. W wielu krajach Europy subsydia na elektryki są ograniczane lub wygaszane, a Polska może pójść w tym samym kierunku po zakończeniu programu „NaszEauto”.
Rynek czeka teraz na oficjalne stanowisko rządu dotyczące ewentualnego zwiększenia budżetu. Jeśli środki nie zostaną uzupełnione, kierowcy, którzy liczyli na dopłaty, powinni działać szybko – w przeciwnym razie zakup auta elektrycznego już wkrótce stanie się znacznie mniej opłacalny.
