Trump trzymał ją w dłoni jak zwykłą notatkę, ale dla Unii Europejskiej okazała się kompromitującym symbolem porażki. Kartka z hasłem „EU Offer” ujawniła, jak bardzo Bruksela ustąpiła pod presją – zanim jeszcze zdążyła opowiedzieć własną wersję historii.
Kartka, która ujawniła zbyt wiele
Zdjęcia kartki, które obiegły światowe media, pokazały notatkę zatytułowaną „EU Offer”. Wynikało z niej jasno, że Unia Europejska była gotowa obniżyć cła na produkty przemysłowe do zera, z wyłączeniem rolnictwa, oraz zaakceptować wzajemne dziesięcioprocentowe opodatkowanie niektórych towarów. Problem w tym, że z notatki wynikało również, iż Donald Trump uzyskał znacznie więcej, niż pierwotnie oczekiwano. To nie była tylko dyplomatyczna wpadka – to był dowód na to, że Europa przyjechała na negocjacje w pozycji słabszego partnera.
15 statt 10 Prozent – Trumps Spickzettel zeigt das Scheitern der EU-Verhandler https://t.co/FqF2QimDSW pic.twitter.com/dPjplUihrX
— WELT (@welt) July 28, 2025
Trump i jego twarda linia
Donald Trump od zawsze prowadził wobec Unii Europejskiej politykę twardych negocjacji, traktując wspólnotę nie jak strategicznego partnera, lecz jak silnego konkurenta. W jego retoryce Bruksela była „bardzo przebiegła” i „wykorzystywała USA” w kwestiach handlowych. Dlatego też, kiedy rozpoczęły się rozmowy o likwidacji ceł i uregulowaniu relacji handlowych, Trump nie zamierzał iść na ustępstwa. Przeciwnie – jego celem było wymuszenie na UE większych ustępstw pod groźbą przywrócenia wysokich taryf celnych.
propozycje unii europejskiej: plan b i WTO
W odpowiedzi na presję ze strony Waszyngtonu, Bruksela przygotowała tak zwany plan B. Zakładał on zwiększenie importu amerykańskich towarów o 50 miliardów euro, w tym gazu LNG i produktów przemysłowych. Równolegle UE rozważała złożenie skargi do Światowej Organizacji Handlu (WTO), co miało być zabezpieczeniem na wypadek, gdyby negocjacje zakończyły się fiaskiem.
Wyścig z czasem
Czas był kluczowym elementem tej rozgrywki. Administracja Trumpa zgodziła się na zawieszenie ceł na okres 90 dni od początku kwietnia do początku lipca 2025 roku. Był to jasny sygnał: albo dojdzie do porozumienia, albo wracamy do taryf na poziomie 20-30 procent. Dla europejskiego przemysłu, zwłaszcza motoryzacyjnego i stalowego, był to nóż na gardle.
Przełom czy pozorna ugoda
W maju 2025 roku media, w tym Financial Times i Onet, informowały o możliwym przełomie w negocjacjach. Unijne dokumenty miały rzekomo otworzyć drogę do rzeczywistego dialogu, a nie tylko wzajemnych oskarżeń. Równocześnie sądy w Stanach Zjednoczonych zaczęły kwestionować niektóre decyzje administracyjne Trumpa, co osłabiło jego pozycję negocjacyjną. Dla Unii była to okazja do oddechu, ale nie do triumfu.
Strategiczne porażki i wizerunkowe straty
Ujawniona kartka z notatkami była bolesnym przypomnieniem, że za kulisami wysokiego szczebla polityki nie zawsze wygrywają argumenty, lecz przewaga negocjacyjna. Trumpowi udało się osiągnąć więcej, niż przewidywał – nie tylko otrzymał korzystniejsze warunki handlowe, ale również osłabił pozycję UE na forum międzynarodowym.
Dla Unii Europejskiej to nie tylko dyplomatyczna wpadka. To sygnał, że we współczesnym świecie geopolityki kluczowa jest nie tyle chęć kompromisu, ile zdolność do obrony własnych interesów z determinacją równą tej, jaką wykazywał Donald Trump.
Co dalej?
Obecnie relacje handlowe UE–USA wciąż pozostają napięte. Choć uniknięto gwałtownego konfliktu celnego, to proces odbudowy równowagi potrwa długo. Unia będzie musiała nie tylko wzmocnić swoje narzędzia negocjacyjne, ale także zbudować spójniejszą politykę gospodarczą, która pozwoli uniknąć podobnych kompromitacji w przyszłości.
Dla europejskiego biznesu oznacza to większą niepewność, szczególnie w sektorach zależnych od eksportu na rynek amerykański. Z kolei dla polityków w Brukseli – czas na refleksję i analizę, jak odzyskać pozycję poważnego gracza na scenie globalnej.