Ceny kakao znów zaskoczyły rynek. W piątek notowania surowca wystrzeliły o ponad 8 proc., mimo że jeszcze na początku tygodnia wielu inwestorów było przekonanych, że po miesiącach nerwów wreszcie zacznie się uspokojenie. Powód tego zwrotu jest jeden – Międzynarodowa Organizacja Kakao (ICCO) niespodziewanie obcięła prognozę światowej nadwyżki na obecny sezon. A kiedy w tak wrażliwym rynku znika pewność co do podaży, cena reaguje natychmiast.
Jeszcze do niedawna scenariusz wyglądał optymistycznie. Po trzech latach deficytów świat miał w końcu doczekać się sezonu, w którym kakao będzie nieco więcej, niż potrzeba do produkcji czekolady. Taka nadwyżka była szczególnie ważna, bo poprzedni sezon 2023/24 skończył się gigantycznym niedoborem surowca. To wtedy ceny przebiły historyczne rekordy, a producenci czekolady na całym świecie podnosili ceny o kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt proc. Rynek liczył więc, że tegoroczne zbiory pozwolą odbudować zapasy i zdjąć presję z cen.
Najnowszy raport ICCO tę nadzieję mocno ostudził. Organizacja oceniła, że światowa nadwyżka w sezonie 2024/25 wyniesie tylko około 49 tys. ton. Wcześniejsze szacunki mówiły o aż 142 tys. tonach. To różnica na tyle duża, że natychmiast zmienia sposób patrzenia na rynek: zamiast wyraźnego „oddechu” pojawia się obawa, że zapasy będą odbudowywać się wolniej, a kolejny gorszy sezon znów może wprowadzić świat w deficyt. ICCO obniżyła też prognozę produkcji globalnej do około 4,698 mln ton, czyli o mniej więcej 150 tys. ton mniej, niż zakładano jeszcze przed chwilą. Dla giełdy to jasny sygnał, że surowca może być po prostu mniej.
Wzrost cen napędziła nie tylko sama zmiana prognoz, ale też reakcja dużych graczy finansowych. Przez ostatnie tygodnie wiele funduszy miało otwarte pozycje na spadek cen kakao. Taki zakład opłaca się wtedy, gdy faktycznie widać nadwyżkę i rynek schodzi w dół. Gdy jednak przyszła informacja o mniejszej podaży, inwestorzy zaczęli masowo zamykać te pozycje, żeby nie powiększać strat.
Swoje dołożył też czynnik „fizyczny”, czyli realne zapasy kakao. Dane z magazynów giełdowych w USA pokazują, że rezerwy są najniższe od wielu miesięcy. To ważne, bo zapasy są dla rynku czymś w rodzaju poduszki bezpieczeństwa. Jeśli są małe, każda informacja o możliwej słabszej produkcji wywołuje większą panikę, bo przemysł czekoladowy i traderzy boją się, że surowca może po prostu zabraknąć albo trzeba będzie za niego płacić znacznie więcej.
W tle nadal pozostaje Afryka Zachodnia, czyli serce światowej produkcji kakao. Wybrzeże Kości Słoniowej i Ghana odpowiadają za większość globalnych zbiorów, a to właśnie tam poprzedni sezon został mocno zniszczony przez choroby drzew, starzenie się plantacji i problemy pogodowe. Nawet jeśli obecnie pojawiają się sygnały o niezłej kondycji upraw, rynek pamięta, jak niewielka zmiana prognoz potrafi od razu przełożyć się na ceny. Dlatego inwestorzy są dziś dużo bardziej nerwowi niż kilka lat temu, a kakao stało się jednym z najbardziej „rozchwianych” surowców na świecie.
Co to oznacza dla klientów w Polsce? Presja na ceny czekolady nie znika. Producenci często zabezpieczają koszty kontraktami, więc nie zawsze widać to od razu w sklepach. Jeśli jednak wysokie ceny kakao utrzymają się dłużej, firmy będą musiały przerzucić część kosztów na konsumentów. Efekt zwykle pojawia się w dwóch formach – droższe tabliczki i słodycze albo mniejsze opakowania za tę samą cenę.
