Napisz do nas

Czy 4-dniowy tydzień pracy to recepta na pracoholizm?

Według badań CBOS około 11 proc. pracujących Polaków zmaga się z pracoholizmem. To ostrożne szacunki. Coraz więcej osób balansuje na granicy równowagi między pracą a życiem prywatnym. Maile po godzinach czy przychodzenie do pracy mimo choroby to już niemal codzienność. To z kolei sprawia, że Polacy są przemęczeni i zestresowani. Rząd upatruje remedium w 4-dniowym tygodniu pracy, ale czy to na pewno wystarczy? Nad tym zastanawia się Magda Pietkiewicz, ekspertka rynku pracy i twórczyni platformy Enpulse, służącej do badania i budowania zaangażowania pracowników.

To może być początek nowego rozdziału – od 1 lipca 2025 w wybranych firmach i instytucjach ruszył pilotaż czterodniowego tygodnia pracy. Cel? Sprawdzić, czy ten model sprawdzi się w polskich realiach. Doświadczenia innych krajów potwierdzają, że skrócenie czasu pracy ma realne przełożenie na samopoczucie zatrudnionych. Pilotaż przeprowadzony przez University of Cambridge i Boston College w ponad 60 brytyjskich firmach pokazało, że po ograniczeniu liczby godzin aż 40 proc. pracowników odczuło spadek stresu, a 75 proc. mówiło o mniejszym wypaleniu zawodowym. To pokazuje, jak dużą szansą może być 4-dniowy tydzień pracy.

Ciemna strona codzienności zawodowej

Wielu Polaków przyznaje, że praca, zamiast dawać im satysfakcję i poczucie spełnienia, jest dla nich coraz częściej ciężarem. Potwierdzają to wyniki badania Zaangażowanie 2024 zrealizowanego przez platformę Enpulse. Co drugi zatrudniony uważa, że praca jest dla nich źródłem nadmiernego stresu, a jeden na czterech czuje, że przytłacza ich ilość obowiązków służbowych. Co trzeci przyznaje z kolei, że ma problemy z zachowaniem równowagi między życiem zawodowym a prywatnym.

– Polscy pracownicy są jednymi z najbardziej narażonych na pracoholizm i wypalenie zawodowe w Europie. Praca po godzinach dla wielu stała się normą, a weekendy i dni wolne to dla wielu czas, gdy sprawdzają maile, kończą zadania czy robią research. Panuje ciche przyzwolenie na bycie dostępnym. Nikt nie reaguje, gdy ktoś wysyła wiadomość po 22:00 czy odpowiada o 6:30 rano. – mówi Magda Pietkiewicz, ekspertka rynku pracy i twórczyni platformy Enpulse służącej do badania i budowania zaangażowania pracowników. – Można powiedzieć: to wina pracownika, który nie potrafi zarządzać własnym czasem. Ale takie podejście spłyca problem. Jeśli tysiące ludzi regularnie „źle zarządza czasem”, to może wcale nie chodzi o to, że nie potrafią wyznaczać priorytetów, tylko o coś innego? – mówi Magda Pietkiewicz.

Polscy pracownicy to jedni z tych w Europie, którzy są najbardziej narażeni na pracoholizm. Praca po godzinach? Dla wielu to norma. A weekendy i dni wolne? Coraz częściej tylko formalność – bo maili się nie zostawia, zadania się dokańcza, a research robi się nawet wtedy, gdy powinno się odpoczywać. Granica między życiem zawodowym a prywatnym praktycznie przestaje istnieć. I nikt się nie oburza, gdy o 22:00 dostajesz maila albo o 6:30 rano odpowiedź. Można by rzec: to wina pracownika, że nie umie zarządzać czasem. Ale to za proste. Jeśli tysiące ludzi „źle zarządza czasem”, to może problem leży gdzie indziej?

Normalizacja przeciążenia

Wiele badań potwierdza, że duża część pracowników czuje presję by być dostępnym poza godzinami pracy. Takie zjawiska jak prezenteizm – czyli przychodzenie do pracy mimo choroby – oraz leaveism, polegający na wykonywaniu obowiązków podczas urlopu czy nawet L4, stały się niemal normą. Aż 62 proc. Polaków pomimo choroby decyduje się stawić w pracy, a 56 proc. pracuje wieczorami lub w dni wolne. Co więcej, tylko co drugi polski pracownik wykorzystuje cały przysługujący mu urlop w ciągu roku kalendarzowego. W rezultacie brakuje nam realnego odpoczynku, który jest kluczowy dla zdrowia psychicznego i zapobiegania wypaleniu.

– Jeśli manager pisze maile w niedzielę wieczorem albo łączy się na spotkanie z gorączką, to wysyła do zespołu jasny sygnał: tak wygląda zaangażowanie. Nikt tego nie mówi wprost, ale wszyscy rozumieją przekaz – dostępność 24/7 staje się niepisanym standardem – mówi Magda Pietkiewicz. – Co gorsza, presję narzucają sobie sami pracownicy. Wszechobecne FOMO, czyli fear of missing out, przekłada się także na pracę. Coraz częściej mamy też do czynienia z tak zwanym L4 shaming – stygmatyzowania pracowników korzystających ze zwolnień lekarskich. Te niepokojące zjawiska powinny budzić realny niepokój i skłaniać do refleksji. Takie działanie to znak, że skrócenie tygodnia pracy nie poprawi sytuacji pracowników – mówi Magda Pietkiewicz, ekspertka HR i twórczyni platformy Enpulse.

Prawo do wypoczynku

W niektórych krajach Europy wprowadzono już przepisy prawne mające wspierać work-life balance. We Francji od 2017 roku w firmach zatrudniających co najmniej 50 osób obowiązuje „droit à la déconnexion”. Ta regulacja daje pracownikom prawo do wyłączenia służbowych telefonów i maili po godzinach pracy. W Portugalii zabrania się kontaktów pracodawców z pracownikami po godzinach pracy poza wyjątkowymi sytuacjami. Za złamanie tego zakazu można dostać grzywnę do kilku tys. euro. Z kolei we Włoszech prawo wymusza zawieranie umów dotyczących pracy zdalnej. Muszą one zawierać określenie czasu odpoczynku i mechanizmy zaprzestania korzystania z narzędzi cyfrowych po pracy. 

Polska wciąż pozostaje na etapie dyskusji nad takimi rozwiązaniami. Zgodnie z obowiązującymi przepisami — w tym nowelizacją dotyczącą telepracy — pracownik z formalnego punktu widzenia nie jest zobowiązany do pozostawania w kontakcie po godzinach pracy. Brak jednak zapisu, który jednoznacznie chroniłby prawo do bycia offline. Takie regulacje mogą pojawić się już niedługo. Unia Europejska jest obecnie na etapie opracowywania dyrektywy dotyczącej prawa do rozłączenia się i telepracy. Jeśli zostanie przyjęta na poziomie UE, Polska będzie musiała ją wdrożyć. 

– Prawo prawem, ale jeśli chcemy prawdziwej zmiany, potrzebujemy czegoś więcej – mówi Magda Pietkiewicz, ekspertka rynku pracy. – Czterodniowy tydzień pracy nie może być kolejnym ładnie brzmiącym sloganem. Musi iść w parze z przebudową kultury organizacyjnej. Takiej, w której odpoczynek nie jest traktowany jak przywilej, ale jako element obowiązków służbowych – dodaje. – Problem w tym, że dziś mamy system, który nagradza dostępność 24/7. W takim układzie skrócenie tygodnia pracy może nie przynieść oczekiwanych efektów. Wręcz przeciwnie, może tylko zwiększyć tempo i presję. Bo jeśli nie zmienimy sposoby myślenia o pracy i odpoczynku, to ten „wolny dzień” szybko stanie się dniem do nadrabiania zaległości. A to już nie jest efektywność – to przepracowanie w nowym opakowaniu. Warto tez zwrócić uwagę, że pracownicy coraz częściej mówią o skróceniu dnia pracy w piątek zamiast o całkowicie wolnym piątku. Warto wsłuchać się w głosy pracowników i mądrze zarządzać. – podsumowuje ekspertka.

NAJNOWSZE

WYBRANE DLA CIEBIE

W tym tygodniu o tym się mówi