Korea Południowa znalazła się w trudnym punkcie negocjacji z USA w sprawie umowy inwestycyjnej wartej 350 mld dolarów. Władze w Seulu ostrzegają, że przyjęcie obecnych warunków bez dodatkowych zabezpieczeń mogłoby doprowadzić do destabilizacji finansowej na miarę kryzysu z 1997 roku, kiedy kraj musiał korzystać z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Ryzykowna skala zobowiązań
Pakiet inwestycyjny, o którym rozmawiają oba kraje, odpowiada aż 84 proc. rezerw walutowych Korei Południowej. Stany Zjednoczone w zamian oferują obniżenie ceł na południowokoreańskie towary z 25 proc. do 15 proc. Problemem pozostaje jednak sposób zarządzania tymi środkami. Waszyngton chciałby mieć pełną kontrolę nad ich alokacją, podczas gdy Seul naciska na dodatkowe mechanizmy bezpieczeństwa, w tym możliwość zawarcia linii swapowej walutowej z USA.
Japonia w lepszej sytuacji
Sprawa porównywana jest do niedawnej umowy inwestycyjnej Japonii z USA wartej 550 mld dolarów. Tokio mogło pozwolić sobie na tak duże zobowiązania dzięki ponad dwukrotnie większym rezerwom walutowym i już istniejącej linii swapowej. Korea Południowa takich zabezpieczeń nie posiada, co sprawia, że ryzyko związane z transferem tak ogromnych środków jest znacznie większe.
Dodatkowe napięcia w relacjach
Na relacje handlowe i inwestycyjne wpływają również kwestie pozagospodarcze. Niedawna akcja imigracyjna w fabryce Hyundai Motor-LG Energy Solution w Georgii, gdzie zatrzymano ponad 300 południowokoreańskich pracowników, wywołała niepokój w Seulu i obawy o klimat dla inwestycji w USA. Choć incydent nie zagroził sojuszowi politycznemu, wpłynął na atmosferę negocjacji.
Stawka negocjacji
Korea Południowa stoi przed dylematem: zaakceptować propozycję USA i narazić się na ryzyko finansowe, czy też domagać się dodatkowych gwarancji, które mogłyby opóźnić podpisanie umowy. Wynik rozmów może przesądzić nie tylko o przyszłości południowokoreańskiej gospodarki, ale i o stabilności całego sojuszu z Waszyngtonem.